Eine Eine
1534
BLOG

Stanisław Vincenz - pisarz "bliższej ojczyzny"

Eine Eine Kultura Obserwuj notkę 31
Kiedy już swobodnie czytałem, to sam wybierałem sobie książki z biblioteczki dziadka, bo ojca księgozbiór był dla mnie nudny jak mamałyga w południe.Pamiętam ten dzień, kiedy otworzyłem gruby tom w kolorowej, miękkiej oprawie z bardzo długim tytułem:Na wysokiej połoninie, tom I, Prawda starowieku Obrazy, dumy i gawędy z Wierchowiny HuculskiejZ dziwnym bo nie polskim, nazwiskiem autora : Stanisław Vincenz.Jakim cudem ta książka ,wydana w “Roju” w roku 1936 uniknęła pożogi trzech frontów wojennych (1939,1941,1944), po dziś dzień nie wiem.Próbowałem to ustalić w wieku dojrzałym, ale z mizernym rezultatem. Kursowała w rodzinie wersja, że to prawdopodobnie babka( od strony ojca) ,której udało się razem z córką w 1940 roku, w maju, podczas kilkudniowego otwarcia granicy pomiędzy Sowietami a Niemcami przedostać  ze Lwowa przez Przemyśl do Krakowa, przywiozła tę książkę w jedynej walizeczce, ale ona sama zaprzeczała tej wersji z oburzeniem:- Akurat, nie miałabym nic lepszego od książki zabrać ze sobą? Zostawiłam bolszewikom srebro stołowe, komplet na 12 osób, prezent ślubny od mojej babci Ksawerki, Panie świeć nad jej duszą, a ty mi mówisz, że wiozłam książkę i to książkę ,w której ten samozwańczy Hucuł źle pisze o Kołomyi i banialuki wyplata o rodzinie twojego dziadka, a mojego męża.To pierwsze ( o Kołomyi) było prawdziwe, chociaż wybaczalne: Vincenz, to Homer huculszcyzny szlacheckiej, pasterskiej i chasydzkiej, a Kołomyja to europejskie miasto z sądem, więzieniem, bankiem i świetnym gimnazjum, po Czerniowcach- drugie centrum miejskości Bukowiny.Natomiast, co do tych relacji o rodzinie dziadka występujących w Na wysokiej połoninie i określonych zwrotem “banialuki”, to babka nie miała racji żądając od Vincenza wiernej historii, gdyż dzieło to poprawnie odczytał zaraz po ukazaniu się drukiem Jan Bystroń pisząc[1]:“Nie jest to też odtwarzanie zaginionej już przeszłości, nie jest to cofanie się wstecz, nie jest to powieść historyczna czy pseudohistoryczna: wszystko to dzieje się poza granicami czasu, może być pojmowane zarówno w chwili dzisiejszej czy też w odległej przeszłości. Cały ten samorodny i piękny świat zamkniętej w sobie kultury jest skomponowany i zharmonizowany ponad rzeczywistością, w jakimś innym wymiarze, podniesionym siłą wyrazu artystycznego do wyżyn epopei. Nie jest to etnografia, to jest epopeja."Wspomniany tom pierwszy epopei Vincenza, długo był w naszej rodzinie głównym ogniwem łączącym dom z tym, co się krótko i boleśnie określało “Kresy”, oraz fizycznym dowodem tego, że opowieści krewnych snute podczas świąt lub spotkań weselnych lub pogrzebowych o Worochcie, Kołomyi, Kosowie, Żabiem,o rzekach Czeremoszu, Prucie, Serecie i szczytach górskich Irhcu, Kostryczu, Babie Lodowej, Palenicy były prawdziwe, albowiem właśnie o tym wszystkim – jeszcze przed wojną- napisał pan Stanisław książkę.Kiedy już po studiach opuściłem dom rodzinny i przeniosłem się do “stołycy” przeżyłem odkrycie, dzięki zeszytom “Kultury”, że Vincenz żyje w Szwajcarii i pisze dalej.Fragmenty wspomnień “ Dialogi z Sowietami” rozpoczynają rozdział mojego życia przepełniony fascynacją twórczości tego myśliciela i pisarza. Zgromadziłem w nastepnych latach każdy wydany tekst jego pióra i teksty innych o nim. Ważne epizody jego życia, aż po bolesne odejście, wplotłem w moje życie, mieszając fikcje i zmyślenia literackie z prawdą egzystencjalną, która była udziałem moje rodziny (a nawet przyjaciół) pochodzącej wszak z tej samej, niepowtarzalnej, “bliższej ojczyzny”.To nie starsi ode mnie, moi krewni, wędrowali graniami Czarnohory, wczasowali w Worochcie, nie omijali żadnego chramu, kajakowali po bystrym Czarnym Czeremoszu lub leniwo płynących wodach Prutu, a także nie oni tworzyli kruhlek z ognistymi mołodyciami na deskach pod rozgwieżdżonym niebem Krzyworówni lub Żabiego, tylko ja w marzeniach i snach ,w dzień i nocą, a przecież mieszkający kolejno na Powiślu tuż pod skarpą z budynkami uniwersytetu, Bielanach i Wilanowie, nieustannie uciekałem na Pokucie i Bukowinę.“Vincenzjana” w mojej biblioteczce rosły, by szczytować na początku lat osiemdziesiątych czterema tomami “Na wysokiej połoninie”. W 1981 roku podczas tygodniowego spotkania filozoficznego w Stadnikach, w seminarium duchownym  u "Sercanów", podszedł do mnie wysoki, szczupły mężczyzna w okularach o grubych soczewkach i zapytał krótko: czy Pana rodzina ma coś wspólnego z Pokuciem lub z Bukowiną, a może z Kołomyją?Był to syn ,najmłodszy, Stanisława Vincenza- Andrzej. Były więc długie rozmowy na spacerach po okolicznych pagórkach, i dzięki nim moja dusza napełniła się obrazami życia Stanisława Vincenza na wygnaniu, w Grenoble nad Izerą i w la Combe de Lancey w Delfinacie. Potem dostałem zaproszenie na sesję w KUL-u ( w roku 1987)  poświęconą Vincenzowi, podczas której poznałem młodych badaczy twórczości pisarza o znakomitych warsztatach pracy, a jednocześnie ,w sposób niezawiniony przez nich, warsztatach jakby pękniętych, bo nie wyrosłych z osobistego doświadczenia egzystencjalnego bycia w Krzyworówni lub w Słobodzie Runguskiej u podnóża Synyci lub Rokiety.Jedyna próba spotkania z żywym autorem Na wysokiej połoninie podjęta przeze mnie podczas pierwszego wyjazdu do Francji, podjęta na usilną prośbę mojego ojca, nie doszła do skutku, w rozmowie telefonicznej dowiedziałem się o bardzo złym stanie zdrowia Stanisława Vincenza.Ale w grudniowy dzień roku 1991 –go, na cmentarzu Salwatoriańskim w Krakowie byłem i modliłem się przy szczątkach doczesnych Stanisława i Ireny Vincenzów, które z obczyzny przywieziono, by leżały bliżej Słobody, Krzyworówni i Bystrzca.Myślę, że mój pradziad i dziad ,którzy na Pokuciu i Bukowinie równolegle z ojcem Stanisława Vincenza, lecz z innej branży, osadzali przemysł zapowiadający XX wiek, chyba łypnęli okiem na mnie z góry, z ukontentowaniem, gdy stałem w zamglony dzień grudniowy, wśród witających i żegnających Homera Huculszczyzny i jego towarzyszkę losu.Ten osobisty dla mnie Stanisław Vincenz, przesłonił mi dzisiejszy wpis, miałem bowiem coś napisać o twórczości Vincenza. Komuś, kto nie miał w ręku Na wysokiej połoninie i nie kartkował grubo ponad 2000 stron epopei huculskiej, trudno ukazać wielkość i znaczenie kulturowe tego dzieła. Nie da się wyczerpać słowem krytyki literackiej bogactwa tej polifonii.Vincenz był myślicielem, miał gruntowne wykształcenie filozoficzne (specjalizował się w problematyce Hegla),prowadził samodzielne studia z historii myśli ludzkiej, był platonikiem, władał greką po mistrzowsku, miał talent poligloty. Jego eseistyka filozoficzna, literacka, historyczna może być niedościgłym wzorem dla adeptów tej twórczości.Uprawiał praktycznie psychoanalizę, a jej owocem jest kapitalne studium natury Rosjanina i zarazem “homo sovieticus”[2].Praca ta powinna być zaliczona do kanonu lektur licealnych, jeżeli współczesna szkoła polska wróci do obowiązku czytania książek przez uczniów.Był tytanem pracy umysłowej, miał niesamowicie chłonny umysł i jednocześnie selekcyjny: wychwytywał w myśleniu drugiego najbardziej uniwersalne struktury, co najlepiej można podpatrzyć w Zapiskach z lat 1938-1944 [3].I jakby to było nie wystarczające, to w jego formacji duchowej, Drugi był najważniejszy.Wszyscy, którzy mieli dar spotkania z nim, nie potrafią dostatecznie pełnie opisać jego otwartości, jego umiejętności słuchania, bliskości jego serca, wspaniałego talentu rozmowy intymnej, rozmowy jako sokratejskiej wedrówki dusz na spotkanie daimoniona, boskości.Oczywiście, jego narodziny i rozwój w objęciach Czarnohory musiały zrodzić niepowtarzalną substancję powłoki jego duszy: Vincenz musiał napisać Na wysokiej połoninie [4], gdyż był owym medium, przez które mówi do nas i wciąż będzie mówił do naszych następców, duch miejsca i czasu zaklęty w skałach, borach, rzekach, ludziach, zwierzętach i roślinach Pokucia. Szczęśliwe plemiona, które obdarowane są takim pieśniarzem i taką pieśnią. Litaratura[1] J.St.Bystroń, Wiadomości Literackie 1937,nr.13,s.12[2] S.Vincenz,Dialogi z Sowietami,Kraków ,1991[3] S.Vincenz,Outopos,Zapiski z lat 1938-1944,Wrocław, 1992[4] S.Vincenz,Na wysokiej połoninie :Pasmo I-Prawda starowieku,Warszawa,1981Pasmo II – Zwada,Listy z nieba,Warszawa,1981-1982Pasmo III- Barwinkowy wianek,Warszawa,1983  
Eine
O mnie Eine

No modern scientist comes close to Einstein's moral as well as scientific stature (John Horgan)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura