Eine Eine
2124
BLOG

CZYTAJĄC OŚWIATOWY SERIAL

Eine Eine Kultura Obserwuj notkę 76

 

 
 
Jean-Jacques Rousseau napisał kiedyś traktat pedagogiczny “Emil czyli o wychowaniu”, w którym zawarł płomienny manifest o nowym stylu wychowania i kształcenia dzieci, i dzięki czemu przez wieki studenci pedagogiki muszą go czytać i omawiać ,chociaż nie wolno im idee Rousseau stosować na co dzień w szkole.
 
                                      Na pewnym blogu przeczytałem kilkuodcinkowy serial przygód znanego blogera na tle życia szkolnego jego córeczki [taka jest konwencja literacka tego serialu ] i ciekawi mnie, czy kilkuodcinkowy tekst będzie lekturą obowiązkową studentów pedagogiki za np.lat sto.
 
Przeczytałem uważnie wszystkie odcinki serialu, kopię którego na moim dysku zanotowałem pod tytułem:
“Córeczka i tatuś -bokser”, gdyż w tym serialu dziecko jest –moim zdaniem - workiem sparingowym ,w którego obydwie strony [ dom-szkoła ] walą “z byka” – zapamiętale.
 
Serial ma widoczne dla mnie walory dokumentu i stanowić będzie brylantowe źródło dowodowe gdy w spotkaniach z nauczycielami [ lub kandydatami, do tego zawodu ] będą rozważał rozmaite “momenta” autodestrukcji - ginącej w naszym życiu narodowym , a koniecznej jak tlen- wspólnoty ludzkiej o nazwie hasłowej: ”rodzice - dziecko-szkoła”.
 
Serial pokazuje przykład postępującego procesu zaniku tej wspólnoty, dokonywanego w imię “dobra dziecka”.
 
Rozłożę go na kilka domen akcyjnych.
 
I.
Tata, specjalista z informatyki ubzdurał sobie, że będzie uczył nauczycielkę [ tej samej specjalności ] tego , jak ona ma uczyć i wychowywać jego córkę.
Prawdopodobnie znalazł w łóżeczku Wiki gdy była niemowlęciem certyfikat o treści:
moją córeczkę będą uczyć sami genialni i najgenialniejsi nauczyciele.
A wyszło inaczej.
 
Napisałem więc drastycznie “ubzdurał sobie” dlatego, że takie postanowienie i jego realizacja widoczne gołym okiem ,są bezsensowne i w najlepszym razie prowadzą do zmiany nauczyciela [ o ile dyrektor jest kumplem tatusia], gdy tymczasem psim obowiązkiem rodzica jest nie zmiana nauczyciela ,lecz pomoc dla niego w jego bardzo ciężkiej pracy.
 
 Albowiem trzeba dopuścić do siebie takie pytania.
 
Czy tylko w tym zawodzie [nauczycielstwo] są nieudaczniki i połamańce?
Nikt nie widział lekarza-idioty?
Urzędnika pół-głupka?
Czyżby krzywa Gaussa nagle przestała obowiązywać?
I każdego zmieniać i usuwać z zawodu?
Co to, “mniemce” lub “ruscy” mają ich zastąpić?
 
A gdyby nasz Tata, z tego pasjonujące serialu przyjrzał się dokładniej swoim pracownikom, to na pewno nie znalazł by wśród nich niedojdy?
Mam założyć ,że każdy prezes firmy komputerowej, to geniusz w doborze pracowników do niej ?I geniuszami sie obstawia?
 
II.
Ta pani Ania, to jest rzeczywiście przypadek tragiczny.Tata to bezbłędnie wyczaił. 
Ale takimi przypadkami stoi polskie nauczycielstwo. Trzeba to znieść, tak jak się znosi Tuska ,lub Komorowskiego.
Sympathea ,czyli więź, przyjaźń, w tych okolicznościach mogą sprawić cuda, a racjonalizm i ośli upór wyrządzić ogromne szkody dla wszystkich.
 
Po pierwsze – pani Ania jest kobietą: prawie wszystkie polskie zamężne nauczycielki (z wyjątkiem nauczycielek nauczania początkowego) są na skraju wyczerpania nerwowego, dla nich ten zawód jest za ciężki, są znerwicowane, chimeryczne, histeryczne.
Przecież mają straszne warunki domowe.
Dzisiaj, prowadzić w Polsce dom, z dziećmi i mężem wymagającym jeszcze większej troskliwości, to prawdziwy dopust boży dla kobiety, chyba ,że się jest panią Senyszyn ,lub Środą – jedną z tych liderek “kobiet wyzwolonych”, ta to ma pod ręką służącą, lub babcię-robota.
 
Pani Ania ze swoim postępowaniem i zachowaniem wobec dzieci, to typowa polska nauczycielka. Nasz Tata jest na pozycji przegranej: ani nie zmieni jej filozofii nauczania , ani nie przyjdzie lepsza nauczycielka na jej miejsce.
Feminizacja tego zawodu, to pół tragedii naszej oświaty [a w gabinecie ministra oświaty- jest cała tragedia, której skutków nigdy nie zniwelujemy].
 
Po drugie- pani Ania uczy matematyki i informatyki wobec tego ma bzika w obrębie tych dwóch przedmiotów: na matematyce myśli, że to jest informatyka, a na informatyce myśli, że to jest matematyka.
Nie muszę dodawać ,że taka postawa to idiotyzm, ale typowo nadwiślański. Poza Polską ,nikt nie myli tych radykalnie innych specjalności.
Nasz serialowy tata nie powinien jednak korzystać z tego i nie powinien np.uczyć Wiki rozwiązywania układów równań z n- niewiadomymi.Metodyka naucznia matematyki na tym poziomie wiekowym wymaga czegoś więcej niż tylko znajomości matematyki.
 
Po trzecie wreszcie – pani Ania, to produkt polskiego przygotowania do zawodu. Pani Ania nie ma zielonego pojęcia z psychologii rozwojowej, ona nic nie wie o tym, co czuje i jak myśli małe dziecko.
Co najwyżej ,przyłapana na czymś niewłaściwym - rozważa co myśli tata Wiki i jak się przed jego myśleniem wybronić.
Ale to nie jej wina.
 
W Polsce prawie nikt nie przygotowuje nauczycieli do tego ,by –gdy podejmą pracę - rozumieli dziecko.
By rozumieli to realne dziecko, a nie pomyślane i opisane w podręcznikach przez pedagogów, którzy po upuszczeniu szkoły już nigdy więcej w niej nie byli, zajęci pisaniem dzieł poświęconych pracy w szkole.Podczas studiów matematyki: dydaktyka, metodyka, psychologia kognitywna, psychologia dziecka programowo nie występują, a gdy matematyk trafia do szkoły to wystarcza mu kilkutygodniowy instruktaż zawodowy [zdaniem pracodawcy].
 
III.
Dziewczynka Wiki jest w takim wieku ,kiedy się bardziej kocha szkołę i nauczyciela, aniżeli rodziców i dom. Nawet , jeśli na co dzień doświadcza się od tej szkoły różnych cierpień.
Są rodzice ,którzy gdy tylko to stwierdzą – nie mogą się z tym pogodzić i rozpoczynają walkę ze szkołą o swoje dzieci.
Tata z tego serialu reprezentuje taką kategorię rodzica.
 
Walka ta jest wbrew dzieciom, wywołuje w nich przerażenie, dezorientację. Krzywdzi je bardziej i głębiej, niż niesprawiedliwość nauczycielki.
Oczywiście ,skutki tej walki są opłakane dla wszystkich stron, a najbardziej dla dziecka.
 
Nasz tata powinien pomagać dziecku, uczyć je więcej niż program przewiduje, ile tylko może ,ale nie powinien z tym pchać się przed szereg w szkole, nie powinien wymądrzać się przed nikim w szkole.
 
No i , nie powinien odgrywać roli ucznia. Nie powinien na co dzień, dzień w dzień, pracować z dzieckiem, kontrolować jej zeszyty, sprawdzać odrobienie lekcji, rozwiązywać zadania , by wiedzieć czy ona dobrze je rozwiązała.
I nie uciekać od swojej firmy do szkoły córki. Nie łazić ciągle do tej szkoły, nie molestować panią Anię, nie kontrolować co mówi do uczniów, jak się zachowuje na swych lekcjach ,a następnie nie być skarżypytą u dyrektora szkoły.
 
A co powinien zrobić?
A no skoro Tata wyżywa się w relacji :”jego dziecko-szkoła – i on” , i wisi godzina za godziną nad dzieckiem, zna każde zdanie wypowiedziane kiedykolwiek przez nauczycielkę, wtrąca się w każda sytuację dydaktyczno -wychowawczą ,to sygnał, że powinien porzucić prezesostwo firmy komputerowej i założyć własną szkołę ,by tam się życiowo realizować.
 
Piszę poważnie. Spotyka się często takie typy psychologiczne.
Prawie każdy chce być nauczycielem swych dzieci , lub lekarzem siebie samego.
 
Gdyby założył własną szkołę [ ma kasę na to ,bo u niego technik zarabia więcej kilkakrotnie od doktora habilitowanego na uniwersytecie a co dopiero dyrektor lub prezes] Wiki by odetchnęła od niego [bo zakładam,że nie bierze jej do swojej szkoły] , a nauczyciele w tej jego szkole wieszaliby się na czymkolwiek i gdziekolwiek, albowiem:
NIKT NIE ZNOSI TYRANA.
 
A nasz tata to tyran prawdziwy: potrafi żyć tylko w rzeczywistości skonstruowanej przez siebie samego.
To istotowy defekt “komputerowców”.
Im się wydaje ,że wszystko jest maszyną i wszędzie widzą program, a jeśli go brak ,to natychmiast tam program wsadzają , lub chcą wsadzić.
 
Z tego serialu bije w oczy czytelnika taka prawda:
 
to nie Wika chodzi do szkoły, lecz jej Tata.
To nie Wika nie cierpi tej szkoły/pani Ani , tylko jej Tata.
To nie Wika przeżywa niesprawiedliwości na lekcjach, tylko jej Tata.
 
Wika jak każde dziecko w jej wieku, chce żyć szkołą, taką jaka jest ,bo to jest pierwsza brama do wyjścia od tatusia i mamusi na wolność, ale Tata ją pozbawia tego życia i sam żyje za nią , żyje jej szkołą.
Czas najwyższy by ktoś pozbawił go tego pozornego życia, bo już je kiedyś miał i to prawdziwe.
Gdyby pani Ania była mądrym człowiekiem, to by to zrobiła .
Grzecznie , lecz stanowczo ,by go poinformowała , że to nie on chodzi do tej szkoły , że jego czas bycia uczniem  już minął.
 
A teraz kolej na jego dziecko.
 
Kiepsko mu wyszło gdy był uczniem [ tak pisze ], ma ranę duchową , wobec tego nieświadomie dokonuje jej projekcji na własne dziecko i usiłuje uzyskać rekompensatę za swoją porażkę przez nadopiekuńczość nad Wiką, pozbawiając jej prawa do wolności życia z radością i smutkami, ze zwycięstwami i porażkami, ze sprawiedliwością i niesprawiedliwością.
 
Nie chcę być prorokiem:
istnieją przesłanki widoczne w tym quasi-pedagogicznym serialu, że Wika stanie się “córeczką tatusia” i pozostanie nią nawet wtedy, gdy będzie miała swego męża i swoje dzieci.
Eine
O mnie Eine

No modern scientist comes close to Einstein's moral as well as scientific stature (John Horgan)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura